3,5K Brazylia nigdy nie była w czołówce naszej listy krajów „must see”. Powód był oczywisty – strach przed powszechną przestępczością, napadami, porwaniami i wszechobecnymi kartelami narkotykowymi… Czego się jednak nie robi w momencie gdy trafia się tak fantastyczna promocja na bilet lotniczy do tego kraju? Oczywiście pakuje się plecaki i z uśmiechem na twarzy wyrusza po koleją przygodę!
Spis treści
Sao Paulo
Naszym miastem docelowym w Brazylii było Sao Paulo, do którego przylecieliśmy Iberią. Miasto z tysiącem drapaczy chmur, zaskoczyło nas przepięknymi parkami. Mieszkańcy tego molocha mają istną obsesję na punkcie wysportowanego ciała. W każdym zaułku Parku Ibirapuera, który odwiedziliśmy, spotykaliśmy ludzi uprawiających przeróżne dyscypliny sportu. Niezależnie od wieku, płci czy kondycji fizycznej wszyscy wylewali z siebie hektolitry potu z uśmiechem na twarzy. A dla nas przejście przez ten olbrzymi park podczas niemiłosiernego upału było nie lada wyzwaniem. Nic dziwnego, że z takim podejściem do stylu życia Brazylijczycy osiągają niezłe wyniki w wielu dziadzinach sportu. Choć ich występ na mistrzostwach świata w piłce nożnej można podsumować poniższym memem :)Rio de Janeiro
Z Sao Paulo polecieliśmy „Golem” (lokalne linie lotnicze, oczywiście nawiązują do wszechobecnej piłki) do Rio de Janeiro. Jak gdzieś kiedyś napisano, że……po Bogu miał tu zostać tylko posąg, a jedyną sprawiedliwością panującą na ulicach miała być ta uznawana przez Robin Hooda: masz więcej ode mnie, to oddaj po dobroci. Na każdym rogu miał czaić się nożownik, a przejście nocą było wyrokiem wydanym na samego siebie.W naszym przypadku okazało się to mocną przesadą. Nigdzie, ani przez sekundę nie spotkaliśmy się z jakimkolwiek niebezpieczeństwem. Choć nie ukrywamy, że po zapadnięciu zmroku staraliśmy się nie wychylać nosa zza murów hotelu. Rio ma swoje wspaniałe miejsca: plaże, posąg Jezusa czy Głowę Cukru. Ma też swoją ciemną stronę – favele. Wciąż panuje tam bieda i handluje się narkotykami, a wejście do nich bez zaproszenia nadal jest dość ryzykowne. Przynajmniej tak mowią, bo sami faveli nie mieliśmy odwagi odwiedzić. Nie pogardziliśmy oczywiście wycieczką na Maracanę, na której odbył się finał Mistrzostw Świata 2014 w piłce nożnej. Ten niegdyś największy stadion na świecie niestety, ale nie umywa się do naszego “Basenu Narodowego”, który prezentuje się zdecydowanie lepiej. Na stadion najwygodniej dostać się metrem (stacja Maracana). Jeżeli macie okazje to możecie iść na mecz jednego z klubów (Flamengo, Botafogo, Vasco da Gama, Fluminense), które rozgrywają swoje ważniejsze mecze na Maracanie. W najgorszym wypadku możecie kupić bilet na zwiedzanie. Cena (ok. 40R) obejmuje wycieczkę po szatniach, trybunach, loży prasowej, murawie i muzeum. Plaże Rio to raj, ale raczej dla kobiet szukających umięśnionych i dobrze zbudowanych facetów, bo fajnych lasek niestety tam nie widziano podczas naszego plażingu. Copacabana to najsłynniejsza miejska plaża świata, a Ipanema to miejsce dla bogaczy, przychodzących się trochę polansować. Mimo wszystko obie plaże są piękne i robią niesamowite wrażenie.