Czytąjac naszego bloga można odnieść wrażenie, że rozpływamy się w zachwytach nad każdym jednym krajem który odwiedziliśmy. Po części tak. Są jednak tematy, których do tej pory nie poruszaliśmy, bo sami przez długi czas chcieliśmy oglądać świat przez różowe okulary, wypierając z pamięci te wszystkie straszne lub gorsze obrazki widziane podczas podróży. Mimo, iż długo zastanawialiśmy się czy w ogóle pisać o pewnych problemach i czy będziecie chcieli o nich czytać, po ostatniej wizycie w Azji doszliśmy do wniosku, że pewnych patologii po prostu nie możemy przemilczeć. Mroczna strona Kambodży sprawiła, że raz na zawsze różowe okulary spadły z hukiem z naszego nosa…
Spis treści
Kambodża – raj na ziemi, ale nie dla wszystkich…
Powszechnie wiadomo, że Kambodża to przepiękny kraj leżący w południowo-wschodniej Azji, który z roku na rok przyciąga jak magnes miliony turystów. Może poszczycić się dziewiczą przyrodą, pięknymi plażami, starożytnymi zabytkami, pyszną kuchnią czy tak modną w ostatnich czasach „egzotyką”. Niestety turystyka ta ma też swoją mroczną stronę uderzającą głównie w dzieci. To one stały się jedną z większych atrakcji turystycznych dla bogatych przybyszy z zachodu. Seksturystyka, handel ludźmi, prostytucja, fałszywe sierocińce, gwałty, brak powszechnego dostępu do opieki medycznej czy edukacji to tylko niektóre z przykładów patologii jaka ma tam miejsce.
W latach 70-tych władzę w Kambodży przejął reżim Czerwonych Khmerów, który od razu przystąpił do realizacji swoich zamierzeń. Zamknięto szkoły, szpitale i fabryki, zlikwidowano własność prywatną, a mieszkańców miast przesiedlono siłą na tereny wiejskie do licznych obozów pracy. Kraj był na granicy masowego głodu. Następstwem polityki Czerwonych Khmerów była śmierć miliona osób na wskutek zagłodzenia, przepracowania jak i bestialskich tortur i licznych egzekucji. Mimo, iż reżim został dawno obalony to mieszkańcy Kambodży do dnia dzisiejszego odczuwają jego negatywne skutki. Największym z nich jest powszechnie panująca nędza, która rodzi w społeczeństwie przeróżne patologie, a te niestety w olbrzymiej mierze dotykają nieletnich.
Mroczna strona Kambodży
Szacuje się, że dla około 45% kambodżańskich dzieci w wieku od 5-14 lat to nie szkoła, a praca jest codziennością! Te maluchy trudnią się m.in. żebractwem, handlem, pracują w fabrykach i co najgorsze świadczą usługi seksualne. Wiele kambodżańskich rodzin z powodu biedy sprzedaje swoje potomstwo do fałszywych sierocińców, domów publicznych czy gangom zajmującym się handlem dzieci. Stamtąd zagraniczni turyści głównie z bogatej Ameryki, Australii czy Europy wykupują nieletnich dla zaspakajania swoich chorych seksualnych potrzeb. Gro z tych dzieci, zarówno dziewczynek jak i chłopców, kupowana jest również do pracy w pedofilskim pornobiznesie. Szacuje się, że około 25-30% prostytutek w Kambodży stanowią nieletnie dziewczynki. Jakby tego było mało dzieci są przy tym głodzone, odurzane narkotykami, bite i całkowicie ubezwłasnowolnione.
Adopcje kambodżańskich chłopców i dziewczynek przez cudzoziemców są w Kambodży bardzo powszechne. Dzieci w dużej mierze nie trafiają jednak pod opiekę normalnych rodzin pragnących mieć dzieci, lecz pod skrzydła bogatych, starszych panów. Oficjalnie stają się ich pełnoprawnymi wymarzonymi dziećmi, których nigdy nie mieli. Nieoficjalnie są ich kochankami…
Jak można pomóc?
Z tym okrutnym procederem rząd Kambodży walczy w bardzo nieudolny sposób. Mimo, iż w kraju wprowadzono ustawy zakazujące handlu dziećmi i ich wykorzystywania seksualnego, to przepisy w nich zawarte przestrzegane są w minimalnym stopniu. Bieda, powszechna korupcja i społeczne przyzwolenie na takie koszmarne praktyki ciągle zbierają w Kambodży olbrzymie żniwo wśród biednych, niewinnych dzieci. Dodatkowo spory odsetek nieletnich jest „niewidoczny” w oczach prawa, ponieważ rodzice nigdzie nie zgłosili ich narodzin. Maluchy te po prostu nie istnieją, a to zdecydowanie utrudnia walkę z patologiami, które ich dotykają.
Bardzo prężnie rozwijają się za to liczne organizacje wspierające walkę o prawa najmłodszych mieszkańców Kambodży. Będąc w tym kraju wielokrotnie spotkaliśmy się z różnymi formami proponowanej przez nich pomocy. Z jednej nawet skorzystaliśmy osobiście i uważamy, że jest to świetna propozycja dla osób pragnących choć w minimalnym stopniu wspomóc poprawę jakości życia tamtejszych młodych mieszkańców. Jak mówi stare porzekadło „ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka”. Na terenie stolicy Phnom Penh jak i w Siem Reap, będącym miejscem wypadowym do najważniejszej atrakcji turystycznej w Kambodży – kompleksu świątyń Angkor Wat znajdują się restauracje Romdeng czy Haven.
Zatrudnieni w nich kelnerzy jak i kucharze to dzieciaki z tzw. marginesu społecznego i domów dziecka, które w niedługim czasie powinny opuścić te placówki. Celem w/w restauracji jest przygotowanie młodych ludzi do samodzielnego życia poprzez nauczenie ich podstaw gastronomii. W restauracjach dzieciaki przechodzą roczne szkolenie, a dodatkowo za swoją pracę otrzymują zakwaterowanie i kieszonkowe. Zyski z funkcjonowania restauracji przeznaczane są przede wszystkim na kształcenie coraz większej ilości młodych ludzi i zapobieganie bezdomności wśród młodzieży opuszczającej domy dziecka. Z racji tego, że restauracje cieszą się dość sporym zainteresowaniem stoliki trzeba w nich rezerwować z wyprzedzeniem. My byliśmy chyba wyjątkowymi szczęściarzami, bo udało nam się dostać do Ramdeng w Phnom Penh praktycznie prosto z ulicy. Jakie były nasze odczucia? Obsługa na bardzo wysokim poziomie – profesjonalnie, grzecznie i miło, jedzenie przepyszne – szczególnie Amok tj.ryba w paście curry przygotowywana na parze w liściach bananowca. Niebo w gębie!
Dzieci to nie atrakcja turystyczna…
Na koniec chcielibyśmy zwrócić Waszą uwagę na jeszcze jedną kluczową sprawę związaną z poruszonym wyżej tematem. W trakcie wizyty w Phnom Penh wpadła nam w ręce broszurka opracowana przez jedną z organizacji walczących o prawa dzieci w Kambodży. Opisano w niej kilka zasad jakimi powinni kierować się turyści odwiedzjący ich kraj w odniesieniu do najmłodszych mieszkańców tego kraju. To co najbardziej utkwiło w naszej pamięci to to, iż wspieranie żebrzących dzieci datkami, kupowanie od nich pocztówek czy innych turystycznych gadżetów, jak również nachodzenie ich w szkołach czy sierocińcach tylko po to, aby zrobić kolejne egzotyczne zdjęcia do swojego podróżniczego portfolio, kompletnie w niczym nie pomaga! Wręcz przeciwnie, dodatkowo pogłębia patologie.
Żebrzące lub handlujące dziecko zamiast na ulicy czy przy atrakcji tłumnie obleganej przez tzw. ”biały portfel” powinno się w tym czasie znajdować w szkole. Im mniej zarobi, tym być może do jego rodziców prędzej dotrze, że nie jest to dla niego odpowiednie miejsce. Tylko właściwa edukacja zapewni mu godne życie. Dzieciom, które do tej szkoły już trafiły pozwólmy uczyć się w spokoju. „Szkoła to nie zoo…” i nie ma w niej „gatunków” godnych nachalnego fotografowania. Czy Wy bylibyście zadowoleni jakby autokary wypełnione skośnookimi Azjatami codziennie podjeżdżały pod nasze szkoły i pstrykały zdjęcia naszym dzieciom skutecznie przeszkadzając im przy tym w nauce?