Praktycznie codziennie media dostarczają nam szokującą dawkę informacji na temat muzułmańskich uchodźców, coraz częstych ataków terrorystycznych przeprowadzanych przez ISIS i inne ugrupowania terrorystyczne, porwań dla okupu cudzoziemców odwiedzających Afrykę czy Bliski Wschód i całej masie zła wepchniętej pod wspólny mianownik – ISLAM. Fakt, dzisiejszy świat naznaczony jest licznymi konfliktami i podziałami, często na tle religijnym, choć tak naprawdę chyba bardziej chodzi w tym wszystkim o względy polityczno-ekonomiczne, walki o wpływy i bogactwa naturalne.
Religia jest tylko przykrywką, którą bardzo łatwo się sprzedaje. W wielu krajach, w tym w Polsce słowo Islam budzi w ostatnich czasach przerażenie i lęk. W opinii publicznej religia ta jest często napiętnowana, bo kojarzy się z agresją, nietolerancją i ekspansją… nierzadko to symbol terroryzmu. Z racji tego, że jedna z najbliższych nam osób – Viola od kilkudziesięciu już lat żyje, codziennie dzieli radości i smutki z muzułmanami, postanowiliśmy podzielić się z Wami jej spostrzeżeniami, bo kto, jeśli nie ona – siostra zakonna – będzie miała najbardziej obiektywny pogląd na całe to zamieszanie wokół Islamu.
Spis treści
Kim jest Viola?
Jestem małą siostrą Jezusa. Nasze Zgromadzenie zostało założone 8 września 1939r. przez Magdalenę Hutin w Algierii inspirując się duchowością bł.br.Karola de Foucauld, dla którego ważnym pomostem w powrocie do Boga było świadectwo modlitwy muzułmanów. Nasze życie ofiarujemy za wszystkich ludzi, jednak w sposób szczególny za ludy Islamu, ponieważ nasza Wspólnota narodziła się pośród muzułmanów. Żyjemy w małych, często międzynarodowych wspólnotach rozrzuconych po całym świecie, starając się by drzwi naszych domów były zawsze otwarte dla wszystkich potrzebujących życzliwości i przyjaźni. Pragniemy darzyć każdego człowieka miłością i szacunkiem.
Osobiście od 20 lat żyję we Wspólnocie w Nigrze, państwie położonym w Afryce Zachodniej na Saharze. To kraj pustynny, ekonomicznie bardzo ubogi, gdzie dominującą religią jest islam (ok. 97% ludności). Chrześcijanie stanowią jakieś 2%. Przez wszystkie te lata prawie przez cały czas żyję wśród muzułmanów, co wciąż pozwala pogłębiać moją pasję i wiarę w niezwykły dar, jakim jest powszechne braterstwo. Ta tajemnica od dawna pociąga mnie swoim pięknem i niezgłębionym bogactwem. Odkrywam w drugim człowieku brata czy siostrę z całą jego odmiennością. Odmienność drugiego człowieka może najpierw wzbudzać lęk, zagrożenie, obcość. Często rodzi też nieufność, lęk, zamknięcie, wrogość albo po prostu obojętność. Jest jednak drugi krok. To on pozwala wyjść z siebie, by spotkać się z drugim człowiekiem we wzajemnym szacunku i otwartości, jak równy z równym. To on pozwala zaryzykować, aby się wzajemnie ubogacić.
Jak powstało zgromadzenie Małych Sióstr w Nigrze?
W 1955r. małe siostry Jezusa przybyły do Kerbubu do obozowiska wędrujących tuareskich pasterzy. W pierwszej chwili ludzie bardzo się dziwili. Pytali: „dlaczego chcecie tu żyć?”. „Bóg nas tu posłał”- odpowiadały małe siostry. Wtedy jeden z nich odważnie stwierdził: „Skoro tak, to nie możemy was nie przyjąć”. Tak rozpoczęła się wspólna przygoda. Małe siostry wspólnie z tamtejszymi kobietami zakupiły maty, paliki i postawiły dwa namioty, takie same jak tamtejszych mieszkańców. Większy stał się ich domem mieszkalnym, mniejszy kaplicą.
Pośród codziennych wspólnych zajęć i życiowych doświadczeń, z dnia na dzień topniały lody wzajemnej nieufności, które ustępowały miejsca więzom przyjaźni. Te z kolei stopniowo przeradzały się w bardzo rodzinne relacje. Niejednokrotnie słyszałyśmy od chrześcijan pytania: „Czy nawracacie tych ludzi?”. Na co odpowiadałyśmy: „Jeśli chodzi o to, żeby oni przechodzili z islamu na chrześcijaństwo to nie, lecz jeśli chodzi o to by wracać do Boga, wzrastać do lepszego, piękniejszego człowieczeństwa to, tak”. Powiem nawet więcej, że my się cały czas wzajemnie podnosimy, nawracamy…
Po 56 latach obecności małych sióstr w regionie Agadez postanowiłyśmy przenieść się gdzieś indziej, po to aby i innym głosić naszym życiem Ewangelię. Po długich poszukiwaniach wybór padł na Bankilare (wioska berberyjskiego ludu Tuaregów przy granicy z Mali). Przejechałyśmy ze zredukowanym dobytkiem i dość kruchą ekipą aż 1300 km. Przed wyjazdem do Bankilare Biskup powiedział nam: „Posyłam was tam, by tamtejsi muzułmanie mogli zbliżyć się do chrześcijan, nawet gdybyście mogły zostać tam tylko 3 m-ce„. Po raz kolejny i w tym miejscu ludzie otwarcie nas przyjęli. Z czasem pogłębiały się nasze przyjaźnie, z szacunkiem wzbogacaliśmy się wzajemnie. Po jakimś czasie dołączyły do nas młodsze siostry. To umocniło naszą nadzieję na dalszą misje…
Niestety po 4 latach na prośbę nigerskich władz musiałyśmy opuścić Bankilare. Islamiści (terrorystyczne organizacje, m.in. Al Kaida) z Mali mnożyli ataki i porwania dla okupu również w Nigrze. Z powodu niebezpieczeństwa musiałyśmy zredukować naszą obecność w tym kraju już tylko do jednej wspólnoty w Niamey (stolicy Nigru). Mimo istniejącego zagrożenia, podziału kraju na strefy bezpieczeństwa i wzmożonej kontroli wojsk, nasze codzienne życie w stolicy płynęło jednak dość spokojnie, aż do dnia 16 stycznia 2015 roku…
Co wydarzyło się 16 stycznia 2015?
Tego dnia po modlitwie w meczecie rozwścieczona młodzież zmanipulowana przez islamistów z terrorystycznej muzułmańskiej sekty Boko Haram ruszyła na kościoły chrześcijańskie. Był to wyraz manifestacji przeciwko karykaturze Mahometa we francuskim tygodniku satyrycznym „Charlie Hebdo”. Młodzi ludzie grabili, dewastowali i palili obiekty kościelne. Nie oszczędzili nawet szkoły, w której uczyły się głównie muzułmańskie dzieci.
Zakonnicy, siostry zakonne i wielu innych ludzi ledwo uszli z życiem. Szukali po to, by ich zabić. To był cud, że 34 osobom (w tym 2 letniemu dziecku) ukrytym przez 3 godz. w maleńkim pomieszczeniu bez okna udało się przeżyć. Tuż przed ich schronieniem islamiści palili samochód. Wszyscy byli czarni od dymu, a nikt się nie udusił.
Następnego dnia przyszła kolej na Niamey i na nas. Siedziałyśmy przerażone w zamkniętym domu, bo w naszym sąsiedztwie palono protestanckie Kościoły. Dobrzy sąsiedzi – muzułmanie, czuwali nad naszym bezpieczeństwem tuż za bramą. To w dużej mierze dzięki ich pomocy nic złego nam się nie stało.
W całym kraju przez zaledwie 2 dni spalono około 60 kościołów, w tym 8 kościołów katolickich. Zniszczono też liczne bary, restauracje i domy prywatne, w tym domy 4 wspólnot zakonnych. Ostała się tylko Katedra, bo chroniło ją wojsko. Niestety były też ofiary śmiertelne (5 osób wypadkowo, głównie po stronie agresorów)… Trudno było uwierzyć, że doszło do tego w tolerancyjnym i otwartym Nigrze.
Choć przyznaję, że dostrzegałyśmy jak od 15 lat stopniowo zmieniała się mentalność tutejszych mieszkańców pod wpływem systematycznej manipulacji z zewnątrz. Na szczęście nie wszystkich udało się zmienić i zmanipulować. Byli, bowiem i tacy muzułmanie, którzy dzwonili do nas, czy przychodzili, by podtrzymać nas na duchu i potępić te straszne czyny. Oni też byli całkowicie zszokowani tym, co się wydarzyło. Nie zabrakło z ich strony bardzo konkretnych gestów pomocy materialnej. Jakby chcieli w ten sposób wynagrodzić to całe zło i udowodnić, że nie wszystko stracone i zdeptane, że można na nowo podjąć to piękne i jakże trudne dzieło powszechnego braterstwa.
Po tych bolesnych wydarzeniach znów wyszłyśmy na zewnątrz, najpierw z pielgrzymką do tych totalnie zniszczonych kościołów. Zgliszcza i ruiny pomogły nam spojrzeć na rany, jakie te wydarzenia w nas pozostawiły. Straciliśmy Kościoły, ale zachowaliśmy wiarę. W następnym tygodniu na niedzielnej Mszy Św. przy zgliszczach Biskup i księża nawoływali do jedynej chrześcijańskiej postawy po takim doświadczeniu – do przebaczenia. Dla wielu ludzi z zewnątrz, a w szczególności dla naszych zatroskanych rodzin, wydawało się nierozsądne, że dalej wierzymy w możliwość i sens pozostania tutaj.
Jak wygląda życie po tamtych wydarzeniach?
Po 16 stycznia 2015 r. atmosfera w kraju była dość napięta. Wyraźnie odczuwałyśmy, że islamiści osiągnęli swój cel, że udało im się zrobić ten bolesny podział między muzułmanami, a nami chrześcijanami. Trudniej niż zwykle było o zwykłą szczerość. Sporo było hipokryzji. Poza nielicznymi wyjątkami, nie wiadomo było, co kto tak na prawdę myśli. Ulice stały się jakby ciaśniejsze i mniej przyjazne.
Po 3 tygodniach coś jakby powolutku zaczęło się zmieniać, tak jakby od wewnątrz. Dzięki hojności wielu, wielu ludzi, w tym również muzułmanów, dziś te wszystkie kościoły zostały odbudowane. My też, mimo wszystko ufamy, że te piękne relacje z naszymi braćmi muzułmanami budowane przez dziesiątki lat i tak mocno naruszone przez te zaledwie 2-3 dni są i będą nadal możliwe. Zajmie to zapewne sporo czasu i będzie możliwe tylko dla mniejszości z nas. Pozostajemy głęboko przekonane, że tę całą wzajemną niechęć do siebie, podtrzymuje nasz chory i niesprawiedliwy świat, gdzie człowiek poddany jest ekonomii, egoizmowi czy też po prostu ignorancji. Nie bójmy się ryzykować, by wychodzić na spotkanie ludzi, którzy są inni poprzez kulturę, mentalność, poglądy czy też religię nawet, jeśli początkowo szokuje nas ta odmienność. To w spotkaniu, zbliżając się do siebie jak równy z równym możemy ubogacić nasze własne człowieczeństwo.
Mała siostra Jezusa Viola!
Z naszej strony dodamy tylko, że jak dotarły do nas informacje związane z tymi strasznymi wydarzeniami w Niamey, staraliśmy się wszystkimi możliwymi argumentami przekonać Violę do powrotu do Polski. Stres był ogromny, z nerwów traciliśmy zdrowy rozsądek. Niepokój, bezsilność i złość, że nie jesteśmy w stanie jej przekonać do swoich racji przyprawiały nas o palpitacje serca. Nie pomogły prośby i błagania, ani telefony do sióstr przełożonych. Teraz już wiemy, że nawet telefon do samego Papieża Franciszka nic by nie dał… Z ciężkim sercem i w pełni obaw o jej zdrowie i życie postanowiliśmy uszanować jej decyzję pozostania w Afryce.
Z licznych opowieści Violi dotyczących jej życia w Nigrze wiemy, że jest to biedny, lecz niesamowicie ciekawy turystycznie kraj. Niestety na chwilę obecną w całym państwie istnieje bardzo wysokie zagrożenie atakami ze strony lokalnego odłamu Al Kaidy, który wyspecjalizował się w porwaniach cudzoziemców dla okupu, w tym w zabójstwach zakładników. Dodatkowym czynnikiem potęgującym zagrożenie jest interwencja wojsk francuskich w sąsiadującym z Nigrem Mali, która dodatkowo potęguje chęć odwetu ze strony tamtejszych mieszkańców na Europejczykach. Zarówno Viola jak i my po cichu liczymy, że być może za kilka lat sytuacja ulegnie poprawie i Niger stanie się krajem przyjaznym dla każdego cudzoziemca, a my będziemy mogli bez strachu o własne życie odwiedzić Violę.
8 komentarzy