Prowansja nieodzownie kojarzy się z pachnącymi polami lawendy, ziołami prowansalskimi, klimatycznymi miasteczkami na wzgórzach, kamiennymi domami czy luksusowymi jachtami zacumowanymi w porcie w Cannes. Nie każdy jednak wie, że na obszarze tej francuskiej prowincji istnieje tzw. „bezpłodna ziemia”. Cóż to takiego? To Les Calanques, śródziemnomorskie francuskie fiordy.
Francuskie fiordy
Les Calanques potocznie zwane „kalankami” to niezwykle malowniczy fragment wybrzeża Morza Śródziemnego charakteryzujący się wysokimi, stromymi urwiskami, pomiędzy którymi poukrywały się często niedostępne od strony lądu przepiękne lazurowe zatoczki i dzikie plaże. Pionowe, wapienne skały miejscami mają nawet kilkaset metrów wysokości i rozciągają się w pasie na obszarze 5 tys. ha między Marsylią, a małą portową miejscowością Cassis. Dla francuskiego rolnictwa teren ten zapewne jest „bezpłodny” i jałowy, ale nie dla turystów, miłośników wspinaczki i żeglarzy. Sami do niedawna nie zdawaliśmy sobie sprawy z istnienia tego fantastycznego miejsca. Fiordy kojarzyły nam się raczej z zimnymi, skalistymi terenami na Islandii czy w Norwegii. Nigdy z Francją, a tu proszę, w Prowansji też można zobaczyć fiordy i to śródziemnomorskie!
Ponieważ Les Calanques obejmuje dość spory, skalisty obszar wybrzeża Morza Śródziemnego, udało nam się zobaczyć tylko niewielki, ale jakże cudowny fragment „kalanków”. Naszym celem był Calanque de Port Pin z piękną plażą i Pointe d’en Vau położone w Parku Narodowym Calanques w okolicy miasteczka Cassis.
Śródziemnomorskie fiordy można zwiedzać na kilka sposobów: jachtem lub kajakiem od strony morza albo pieszo od strony lądu. Kilkugodzinny rejs łodzią możecie wykupić w porcie w Cassis, La Ciotat, a nawet w samej Marsylii. Podczas rejsu przewidziane jest zejście tylko do niektórych zatoczek. Ceny wahają się od 15 euro wzwyż. Od strony lądu dojazd samochodem do większości kalanków nie jest możliwy! Auto należy zostawić na specjalnie wydzielonych (zazwyczaj płatnych) parkingach i dalej iść pieszo. My wybraliśmy „lądową” opcję. Szlak pieszy początkowo prowadził wzdłuż starego kamieniołomu stanowiącego naturalną przystań dla jachtów – Port Miou (tu można wypożyczyć kajaki).
Z przystani Port Miou ścieżka wiodła wzdłuż niewielkiego, skalistego wzgórza po momentami dość śliskich kamieniach. Widoki zapierały dech. Takiego koloru wody, połączonego z wszechobecną zielenią lasów sosnowych, kompletnie się nie spodziewaliśmy. Turkus wody walił po oczach, a my mieliśmy ochotę rzucić się do niej ze skał. Po kilkudziesięciu minutach spaceru dotarliśmy do żwirowej plaży w Port Pin. Odświeżająca kąpiel w lazurowej zatoce i krótki odpoczynek dodały nam energii do zdobycia Pointe d’en Vau. Cała wędrówka po niewielkim odcinku Massif des Calanques trwała kilka godzin. Były i strome zejścia i łagodne podejścia, śliskie kamienie i wygodne szlaki, lekkie zmęczenie i relaks na plaży, słońce i słona woda, a do tego cudne widoki w cenie 0 euro!
Wybierając się na zwiedzanie „kalanków” pamiętajcie o tym, aby zawsze zabrać ze sobą duże ilości wody i wygodne buty! Plażowanie możliwe jest prawie wyłącznie na skałach, czasami możecie się natknąć na grupki nudystów wygrzewających swe nagie ciała na półkach skalnych. Rejon Massif des Calanques oferuje też takie atrakcje jak nurkowanie czy wspinaczka, ale są one dostępne tylko dla osób z odpowiednim przygotowaniem. Jeśli macie nieco więcej czasu to koniecznie odwiedźcie klify w okolicach Marsylii. Największym i najbardziej widowiskowym jest ponoć Calanque de Sormiou czy Calanque de Callelongue w Les Goudes.